Szłam po schodach z niewielką, czarną walizką. Już za kilka sekund miałam mieszkać w akademii. Rodzice pozwolili mi na to tylko dla tego, że znów wyjeżdżają. Tym razem do Nowego Jorku, później do San Francisco. To cud, że nie zauważyli tej okropnej zmiany. Przecież mnie tak dobrze znają, no nie ? Jednakże teraz jestem " istotą nadnaturalną " , nie człowiekiem, ale " istotą ". Kiedy już weszłam na górę, drzwi otworzyły się same, a przed nimi stała kobieta. Miała rude włosy i czerwone oczy. Uśmiechnęła się przyjaźnie i podała mi rękę.
- Witaj w Eris, Melanie. - powiedziała łagodnie. Zaraz, zaraz .... skąd ona zna moje imię ? Nie muszę się dziwić, przecież tu wszyscy są inni.
- Dzień dobry. - przywitałam się. Kobieta ponownie się uśmiechnęła.
- Wyjmij te skrzydła złotko, tu możesz być sobą mój aniołku. - mówiła takim przesłodzonym głosem, że chwilami zaczęło mnie mdlić. Skrzydła pojawiły się. Białe i czarne. Moja czarna sukienka również zmieniła kolor, biały i czarny.
- Gdzie znajdę swój pokój ? - zapytałam rozglądając się po wnętrzu. Kobieta złapała mnie delikatnie za ramię i pociągnęła za sobą. Szliśmy wąskim korytarzem, aż w końcu dotarliśmy do dormitoriów.
- Tam. - wskazała ciemny pokój na końcu korytarza. Uśmiechnęłam się i poszłam w tamtą stronę. Chciałam się odwrócić i podziękować, ale kobieta zniknęła. Weszłam do pomieszczenia. Był bardzo skromny i surowy. Przypomniałam sobie to, co mówiła zawsze moja matka. "Wszelkie niezadowolenie z tego, czego nam brak, płynie z braku wdzięczności za to co posiadamy." Od tamtej chwili stało się to moim mottem. Zadowolona usiadłam na łóżku i rozpakowałam niewielką walizkę. Zdjęcie rodziców położyłam na szafce nocnej, małego pluszowego misia ułożyłam na łóżku. Kilka sukienek schowałam do szafy, a przybory do makijażu umieściłam na toaletce. Książki ułożyłam na regał. Skrzypce ukryłam pod łóżkiem, a przybory do rysowania ( ołówek, gumka, szkicownik i kilka kredek ) położyłam na stoliku. Odetchnęłam z ulgą. W końcu można iść się przespacerować. Jestem okropnie zmęczona, ale spacer zawsze dobrze mi robił. Wyszłam z pokoju i szłam tym samym wąskim korytarzem co wcześniej. Znalazłam się w salonie, tam gdzie przywitała mnie czerwonooka kobieta. Usiadłam na sofie, wzięłam moją ulubioną książkę i zaczęłam czytać. Minęło pół godziny. Zamknęłam lekturę. Dopiero teraz zauważyłam , że jakiś chłopak wpatruje się we mnie. Trochę mnie to zirytowało.
- Coś ci nie pasuje ? - warknęłam. Szybko schowałam skrzydła. To kwestia przyzwyczajenia, nie ma co poradzić. Już taka jestem.
< Ktoś dokończy ? >