Stałem po środku pokoju. Przetarłem dłonią czoło. „Cholera, co ja
narobiłem?” Yuki nie wracała, a ja coraz bardziej żałowałem swojego
wybuchu. Nie jestem z natury jakiś uczuciowy, czy coś, ale ta dziewczyna
sprawiła, że czułem się... żywy. Prawdziwy. A nie tylko egzystującym,
krwiożerczym potworem. Przez chwilę. Martwiłem się o nią.
W końcu nie wytrzymałem. Usiadłem po turecku na podłodze i zamknąłem
oczy.
- Yuki o sagashi* – mruknąłem i otworzyłem oczy. Widziałem teraz
wszystko, co robiła Yuki. Biegła pod wilczą postacią w stronę klifu. Zaraz...
klifu?!? Wstałem z warknięciem i niczym błyskawica wybiegłem przez okno, pędząc
w las. Ona chciała się zabić. Idiotka! Ma wszystko, czego sam pragnę. I wiele więcej.
Wini się za moją naturę, za to, że mnie chce zmienić. Jak może?! Warknąłem
wysuwając kły. Byłem wściekły. Przyspieszyłem. Jeśli ona się zabije... Użyłem
swojej siły, by sadzić większe susy i szybciej się przemieszczać.
Po niecałej minucie byłem na miejscu. Ale było już za późno. Skoczyła.
- Yuki! – krzyknąłem. Rzuciłem się za nią. Wyciągnąłem ręce do przodu,
by się z nią zrównać w locie i chwyciłem w pasie. Odwróciłem się tak, że
leciałem plecami na szpiczaste skały, a Yuki przyciskałem do piersi. Nagle
poczułem ból w plecach. Trafiliśmy na skałę. Krzyknąłem krótko i wylądowaliśmy
w wodzie. Byłem przez chwilę zamroczony siłą uderzenia. Po chwili jednak otrząsnąłem się i wypłynąłem
na powierzchnię. Yuki w wilczej postaci łapała zachłannie powietrze. Spojrzałem
na nią wkurzony.
- Coś ty sobie myślała?! – krzyknąłem nie zważając na plamę mojej krwi
na wodzie.
<Yuki?>
*Yuki o sagashi- jap. Znajdź Yuki.