środa, 26 czerwca 2013

Od Mai: c.d. Rozalii

- Nie kracz - powiedziałam cicho. - Czasem przez tydzień tu leje, a następnego dnia rozpływasz się z gorąca. Nawet wampiry odczuwają tą temperaturę.
- No dobra, ale mogłoby choć jeden dzień tu nie padać, nie wiem... po prostu mam już dość tego deszczu.
- Pomieszkaj tu kilka lat, a woda zacznie ci się wylewać uszami.
- Pff... - sapnęła zrezygnowana dziewczyna.

<Rozalia?>

Od Rozalii: c.d. Mai

- Bo wiesz... Pół-stworzenia nie zawsze muszą mieć takie same potrzeby jak czystej krwi - otarłam usta wierzchem dłoni.
- Ale... Na lekcji podpowiedziałaś mi, że tak - powiedziała Mai
- Bo tak jest w podręcznikach, to się uczę takich farmazonów. Ale nie musi tak być - wzruszyłam ramionami i dalej piłam swój soczek. Mai szła w ciszy obok mnie. Zaczęłam myśleć o tym, o czym nie powinnam: a mianowicie o tym, czy dowiem się wreszcie co jej dolega. Zbliżałyśmy się do bram szkoły. Może znowu pójdę do ogrodu poćwiczyć? Nie... Niebo jest ciemne i pewnie będzie znowu padać
- Nosz kurde! - wymsknęło mi się. Po drugiej stronie cisza. - Czy tu zawsze musi być taka wieczna zmarźlina?! Zawsze musi padać?!
- Zmarzlina - poprawiła mnie półgłosem Mai...

<Mai?>



Od Mai: c.d. Rozalii



Uniosłam brew jeszcze wyżej. Fajny... substytut. Dobra, nie oszukujmy siebie. Nigdy nie zamieniłabym krwi na jakiś sok pomidorowy... ale co kto lubi.
Uśmiechnęłam się delikatnie i zamilkłam. Dla siebie wzięłam butelkę Coli i kilka batonów. Ale zaszalałam...
Gdy zapłaciliśmy za swoje rzeczy, wyjęłam batona i ugryzłam. Jak dawno nie jadłam słodyczy... Zerknęłam jak Rozalia pije swój sok.
- Serio to jest dla ciebie jak krew? – spytałam.
- Mhm – odparła. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Naprawdę, dziwne z ciebie stworzenie – powiedziałam z lekkim uśmiechem. – W tym dobrym sensie – sprostowałam. Nie chciałam się z niej wyśmiewać, czy coś. Po prostu stwierdziłam fakt. Nigdy jeszcze kogoś takiego nie spotkałam.  

<Rozalia?>

Od Rozalii: c.d. Mai

Wyszłyśmy z kina. No...
- Nie był taki najgorszy nie? - zapytałam niepewnie
- Słyszałaś tych z tyłu? Nic nie wiedzą o prawdziwym świecie... - Mai pokręciła głową. Cud, że w ogóle odpowiedziała.
- To ze srebrem to lekkie przegięcie było. No wiesz. Teraz ludzie będą nosić czosnek na szyi, żeby ich coś nie zaatakowało. Bo to działa... - wyciągnęłam zza koszulki srebrny medalik. Powąchałam go - Khy, khy. Ratunku. Umieram - Mai parsknęła. Do śmiechu to to było dalekie, ale widać, że po filmie była w dobrym humorze. Postanowiłam więc więcej nie odzywać, żeby tego nie zepsuć. Dopiero przy sklepie, zapytałam się:
- Wstąpisz ze mną do sklepu?
- Okej - powiedziała obojętnie i wyprzedziła mnie. Przyglądała mi się, co kupowałam. Jakieś ciastka, gumy do żucia, batonik i... sok pomidorowy
- Sok pomidorowy? - zapytała Mai unosząc brwi.
- Krew. Zastępuje mi ją - wzruszyłam ramionami. Byłam od niego uzależniona jak wampiry od krwi. Musiał być tylko ze 100% zagęszczonego soku z pomidorów. Bez chemii...

<Mai ;3?>

Od Mai: c.d. Rozalii

Oglądałam film w spokoju. Ludzi piszczeli, gdy na ekranie pojawiała się krew, która dzięki efektowi 3D, sprawiała wrażenie. Prawdziwej. Zresztą, nie miałabym nic przeciwko... Uważam, że Dracula w  obraźliwy sposób określa wampiry jako krwiożercze, zacofane bestie. Nie sądzę, że są jakimiś aniołkami, czy coś... ale bez przesady.
Mimo wszystko podobał mi się ten film. Sporo akcji, ale trochę mało straszny... I te zabobony... śmiechu warte. Wstałam, gdy zapaliły się światła i pojawiły się napisy końcowe.

<Rozalia?>

Od Rozalii: c.d. Mai

- Jasne. Zaczekaj chwilę - wzięłam torbę i ubrałam bluzę. Założyłam kaptur i upchałam pod nim włosy. Mogłyśmy iść. Kino było bardzo blisko. Parę minut drogi. Przynajmniej dla magicznych stworzeń. Kupiłyśmy popcorn i usiadłyśmy w fotelach. Połowa była już zajętych. Nagle przygasły światła i zadudniła grobowa muzyka. Na początek 20 minut reklam. Colgate 3D White! Najnowsza pasta do zębów! Wywróciłam oczami. Ile jeszcze tego??
No, ale w końcu film musiał się zacząć. Dość mrocznie. Na razie wiedziałam tyle, że okazało się, że Dracula miał dwie córki... Żona umarła, coś tam, coś tam. Wepchnęłam garść popcornu do buzi. Gdy przez okulary 3D wyskakiwał jakiś krwiożerczy stwór, z tyłu dobiegały stłumione piski. Piszczeli by jeszcze głośniej, gdyby wiedzieli, że na sali siedzi PRAWDZIWY wampir a nie taka imitacja...

<Mai?>

Od Zero: c.d. Yuki



Patrzyłem na nią przez chwilę. Potem wspiąłem się na drzewo i skupiłem się. Musiałem najpierw zasklepić ranę. Kosztowało mnie mnóstwo energii. Schodząc zachwiałem się. Musiałem przytrzymać się drzewa, by nie upaść. Westchnąłem głęboko i ruszyłem pędem w stronę centrum Londynu...

~~~~~~~~ Następnego dnia ~~~~~~~~~~

Siedziałem zasępiony w ławce. Lekcje były nudne, nauczyciele tłumaczyli podstawy, których wampiry uczono od niemowlaka. Czułem na sobie wzrok Yuki, ale starałem się go ignorować. Czułem, że jest jej już lepiej.

<Yuki?>

Od Yuki: c.d. Zero

 - Dobrze ale ty też mi coś obiecaj... Jeśli będziesz głodny albo coś się będzie działo to mów, a nie udawaj że wszystko jest w porządku, okej?
 - Okej, obiecuje - spojrzałam za niego.
 - Czy ty naprawde nic nie czujesz?
 - Chodzi ci o tą ranę?
 - No, bo strasznie krwawi a ty się zachowujesz jakbyś jej wogóle nie miał.
 - Tak nic nie czuje, jestem wampirem tak już mam tylko straciłem dużo krwi i znów bede musiał zapolować.
 - No to lepiej ci nie przeszkadzam. - uśmiechnęłam się. - Do zobaczenia.

<Yuki?>

Od Zero: c.d. Yuki



 - Yuki, czekaj – powiedziałem stając. Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Co jest?
- Musisz mi coś obiecać. Ale na serio.
- ... co?
- Nie waż się nigdy więcej zrobić mi takiego numeru – powiedziałem cicho.
- ..?
- Słyszysz? Kiedy cię znalazłem, myślałem, że sam cię zabiję. Nigdy. Więcej. – powiedziałem. Dopiero teraz sobie przypomniałem o ranie. Gdy spojrzałem w tył, zauważyłem kropkowaną ścieżkę z mojej krwi.
- Pięknie – mruknąłem do siebie. Nie uniknę kolejnego polowania... Za dużo straciłem krwi.

<Yuki?>

Od Yuki: c.d. Zero

 - Na pewno jest jakiś sposób żeby cię zabić.
 - Może jest ale jeszcze go nie odkryłem.
 - Wybacz, ale teraz nie mam tu nic do zrobienia, chcę już wrócić do akademii.
 - No to wracajmy - ruszyliśmy wolnym krokiem, przez całą drogę milczelismy, nikt nie odezwał się słowem, doszlismy już do akademi, miałam już odejśc gdy Zero się odezwał:

<Zero? Hah zostawiłam to tobie XD>

Od Zero: c.d. Yuki



Zaśmiałem się groźnie.
- Nie prosiłbym cię o zabicie mnie, gdybym wcześniej się nie próbował zabić. Ale weź pod uwagę to, że ty i ja to zupełnie inne gatunki. Ja mam inną przeszłość... inne wspomnienia, powody, by ze sobą skończyć. W ogóle wiesz ile miałem prób samobójczych? – spytałem patrząc jej hardo w oczy.
- Zero...
- Czterdzieści siedem. Czterdzieści siedem razy zginąłbym gdybym nie był tym cholernym wampirem. Decyzję podjąłem w wieku siedmiu lat. Od dziesięciu lat próbuję ze sobą skończyć. Chciałbym nie widzieć ani nie czuć połowy tego, co przeżyłem. Chciałbym zapomnieć o wszystkim, co jest związane z wampirami. Ale nie mogę. Nie mogę, bo życie to nie jest gra, którą można przeżyć z byle jakim momencie. Tyle, że ja będę grał w tą grę wiecznie. Wiecznie!

<Yuki?>

Od Yuki: c.d. Zero

 - Wiem doskonale że nie mogę wszystkiego ale to nie jest żaden powód, jest tysiące innych, część z nich dotyczy też ciebie, inna część całkiem czegoś innego. Zero na pewno kiedyś dasz radę się powstrzymać kontrolowanie się  nie jest rzeczą niemożliwą, tak samo jak było z moimi przemianami w wilka, wiem że ja a ty to całkiem inna sprawa ale sedno jest takie samo, mi było o wiele łatwiej ale co mi to dało? Jestem potworem tak samo jak ty i inni w tej szkole, nie lubię ludzi, bo wszyscy są tacy sami ale czasem chciałabym być taka jak nim ale tego się nie da powstrzymać i w moim przypadku i w twoim.Powiedz sam czy nie masz takich momentów że chciałbyś z tym skończyć?

<Zero?>

Od Zero: c.d. Yuki

- Nie. Czuję się tak, bo wiem, że nie musiałem zabijać – powiedziałem cicho.
- Jak to? Przecież musisz jeść...
- Muszę. To jest uzależnienie od krwi, nie da się od niego uciec na dłuższą metę. Ale nie trzeba zabijać, b zdobyć krew...  Wystarczy się powstrzymać w odpowiednim momencie...
- To znaczy, że...
- Że nie zabijam dlatego, że muszę, tylko dlatego, że nie potrafię się kontrolować – powiedziałem. – Wiele rzeczy nie mogę powstrzymać. Masz rację, nie mogę cię niańczyć. Ale mogę cię powstrzymać przed odebraniem sobie życia. Ale weź pod uwagę, że ty też nie możesz wszystkiego. I też wiele nie wiesz...

<Yuki?>

Od Yuki: c.d. Zero

 - Wiem, wiem że wolałbyś o tysiąc razy być mną ale nie możesz i wiesz o tym, ja bym czasem wolała się nie urodzić, nie znosić tego codziennego ciężaru życa, wolałabym żeby było inaczej, ale co ja mogę? To wszystko mnie przerasta, nie wiem co będzie jutro skąd wiesz że jutro nie wstanę nie pójdę biegać i nie wpadnę pod samochód, nie możesz mnie uchronić przed wszystkim, i dlaczego masz być winny gdybyś mnie zaatakował, to twoja natura a ja po prostu była bym wtedy w niewłaściwym miejscu o nie właściwej porze, przecież to mógł by być każdy, każdy inny z zamku czy normalny człowiek, czy po zabiciu każdej istoty którą zabiłeś tak się czułeś? Byłeś na siebie wściekły za to? Przecież musisz coś jeść żeby przeżyć?

<Zero?>

Od Zero: c.d. Yuki



- Masz rację. Moje problemy nie są takie jak twoje. Ale widzę, że popełniasz błędy, które sam popełniłem. A z tego nie wyniknie nic dobrego. Sam się o tym przekonałem – powiedziałem spokojnie, zaciskając pięści.
- Nawet nie wiesz, jakie twoje życie jest... udane. Jeśli tak to można ująć. Szczerze powiedziawszy... zazdroszczę ci. Zazdroszczę ci życia, twojej... możliwości bycia sobą. Może teraz tego nie zauważasz... ale naprawdę tak jest.

<Yuki?>