niedziela, 23 czerwca 2013

Od Yuki: c.d. Zero

Wyszłam za nim na korytarz, opierał się ręką o ścianę i ciężko dyszał podeszłam do niego:
 - Zero? Co ci jest? - spojrzał na mnie jego oczy ciskały czerwone błyskawice, a tatuaż na szyi mienił się na czerwono, wyglądał... wyglądał... jak prawdziwy wampir.
 - Yuki... odejdź... - wyszeptał ledwo - Proszę.. - jego zęby wydłużyły się i zaostrzyły
 - Zero, mogę ci jakoś pomóc?
 - Odejdź! - błagał ale ja stałam jak sparaliżowana nagle rzucił się na mnie i wtedy mnie olśniło, jak ja mogłam być taka głupia? Już w pokoju zauważyłam jak jego oczy zmienają kolor, przecież on jest wampirem! Jest głodny, a ja kazałam mu iść do mnie, boże co ze mnie za stworzenie. Byłam wilkołakiem i jak to miałam w naturze w takich momentach zmieniałam sie w dużego wilka, zaczełam uciekać, łzy napłyneły mi do oczu, nie wierzyłam że do tego dopuściłam wybiegłam na dwór, biegłam przed siebie, deszcz zaczął padać, krople sączyły się z nieba jak opętane, zatrzymałam się, byłam kilkanaście kilometrów od zamku, zmieniłam się w człowieka i usiadłam na kamieniu pod drzewem zaczełam płakać.

<Zero?>

Od Mai: c.d. Rozalii

A więc strzela z łuku... hm. Nie miałam jej za złe, że była w akademii. Miałam jej za złe to, że zwykłymi pytaniami ożywiała to, co miało już na zawsze pozostać martwe. 
Patrzyłam na nią, tak naprawdę jej nie widząc. Wiedziałam, że ma mnie dość. Ale mnie to nie obchodzi.
Spojrzałam na niebo. Zbiera się na burzę. Dobrze... Zesztywniałam. Kolejna fala bólu przeszyła moje ciało. Tak jest zawsze. Uderza wtedy, gdy najmniej jestem na to przygotowana. Chciałam zachować kamienną twarz, by nie dać niczego po sobie poznać, ale wyrwał mi się cichy jęk. Ani. Słowa.

<Rozalia?>

Od Rozalii: c.d. Mai

Nie miałam zamiaru do niej strzelać. Po protu zdrętwiały mi ręce. Odwróciłam się i wycelowałam w drzewo. Teraz nie ma szans żeby znowu zaczęła to swoje "czemu się do mnie przyczepiłaś". Byłam tu pierwsza. Strzeliłam w sam środek. Wzięłam jeszcze jedną strzałę. Wyleciała. Znowu środek. Odrzuciło tę pierwszą. Milczałam chwilę. Zastanawiałam się, czy dalej tam stoi.
- Co tu robisz? Nie jesteś na lekcjach? - zapytałam opuszczając łuk i wzdychając. Wywróciła oczami
- Acha. - oparłam się na łuku

<Mai?>

Od Mai: c.d. Rozalii

Jedzenie w stołówce jakoś mnie nie nęciło. Postanowiłam sama zdobyć sobie lunch. Pobiegłam szybko do Londynu i zapolowałam.
Po kilkunastu minutach wróciłam nasycona do akademika. Wyszłam zza krzaków na dziedziniec ocierając usta ze świeżej krwi. Oczy świeciły mi jeszcze na czerwono, ale o już nie potrwa długo. Nagle poczułam się nieswojo. Zobaczyłam ciemną postać. To Rozalia. Celowała do mnie z łuku. Uniosłam brew. Chce do mnie strzelać? Powodzenia. Czekałam na jej ruch. W razie ataku mogłabym szybko uciec lub stanąć do walki. Wolałam to drugie.

<Rozalia?>

Od Rozalii: c.d. Mai

Ten gołąb mnie całkowicie rozbroił. Wbiegłam do stołówki. Popatrzyłam na menu: kotlet schabowy, makaron z mięsem, krwisty befsztyk, stek, surowe mięcho. Całe szczęście, że poniżej była wersja dla wegetarian, czyli roślinożerców. W tej chwili nie miałam ochoty na takie... mięso. Wzięłam sobie sałatkę owocową. Dobrze, że nie było w niej sałaty. Usiadłam w osobnym stoliku. Tyłem do reszty, przodem do okna. Patrzyłam na ogród. Szybko pochłonęłam moje drugie śniadanie. Pobiegłam do pokoju i wzięłam łuk ze strzałami, oraz tarczę. Poszłam w głąb ogrodu. Był trochę straszny. Zawiesiłam tarczę na drzewie. Zaczęłam strzelać. Wyładowywałam w ten sposób swoją złość. Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Wycelowałam w tamto miejsce łuk. Jakby co - jakieś zwierzę straci życie. Gdy coś wyszło z krzaków oniemiałam. Naturalnie była to... Mai.

<Mai?>

Od Mai: c.d. Rozalii



Nie chciałam się śmiać. Nie jestem taka. Ale tamten owłosiony gołąb i jej mina, jak nauczycielka go rozwaliła były bezcenne.
Szybko się jednak ogarnęłam i po dzwonku wyszłam z klasy.
Na samoobronie uczyliśmy się jak połączyć siłę magiczną i fizyczną, by przeprowadzić dobry atak i obronę, nie męcząc się tym zbytnio. Jak zwykle – uczyli samych podstaw. Niewiele tam robiłam. Przyglądałam się innym i mimowolnie szukałam ich słabych punktów – stary nawyk. Kiedy znienacka nauczyciel mnie zaatakował z zaskoczenia, odruchowo uchyliłam się i uderzyłam go tak, że się wywrócił. Zamarłam. Zaskoczył mnie.
- Do-dobrze panno Cross. Proszę uważać – powiedział podnosząc się zarumieniony. Tak minęła reszta lekcji... nuda.

<Rozalia?>

Od Zero: c.d. Yuki



Przez chwilę nie odpowiadałem, próbując się opanować. Potrząsnąłem głową. Odzyskałem panowanie nad swoim ciałem, ale nadal czułem palący głód.
- C-co? Nie – powiedziałem. Burza jeszcze nie nadeszła. I tak nie mógłbym polować.
- Widzę, że coś jest nie tak. Powiedz, co ci jest?
- Nic mi nie jest – odparłem twardo. Kłamstwo pozostawiło gorzkie uczucie. Ale wolałem jej nie straszyć.
- Nie kłam. – powiedziała patrząc mi hardo w oczy. Nagle przypłynęła do mnie kolejna fala głodu. Wiedziałem, że teraz moje oczy i tatuaż wręcz świecą czerwonym blaskiem.
- Muszę... – zacząłem, ale nie skończyłem. Wybiegłem niczym błyskawica z pokoju, zostawiając gitarę i stanąłem na korytarzu. Złapałem się na gardło dysząc ciężko.  



Za długo zwlekałem. Nie powinienem do tego dopuścić.
- Zero? – usłyszałem głos Yuki. Nie. Nie może się teraz do mnie zbliżać. Ale ja nie mogłem się ruszyć, a dookoła nie było żadnej kryjówki.  

<Yuki?>

Od Hiroshi`ego: c.d. Angel

 - Ja - zastanowiłem się chwile nie chciałem opowiadać mojej historii pierwszego dnia pierwszej napotkanej osobie ale jakoś powiedziałem - Wychowywała mnie moja siostra jest ode mnie o dziesięć lat starsza, tak to dużo ale jakoś moim rodzicom zachciało się mieć jeszcze jedno dziecko... Moja matka zmarła przy po rodzie a mój tata popełnił przez to samobójstwo, moja siostra była typem wzorowego wampirka, nigdy jej nie lubiłem ale to dzięki niej żyję, gdy skończyłem 14 lat miałem dość jej kazań i postanowiłem żyć na własny rachunek - zaśmiałem się - A ty spadłaś z nieba? - uśmiechnąłem się do niej.


<Angel?>

Od Angel: c.d. Hiroshi`ego

Uśmiechnęłam się nieco onieśmielona jego słowami.
- Miło mi jestem Angel – przedstawiłam się – Przyjemnie jest w pierwszy dzień spotkać kogoś tak uprzejmego.
Chłopak odwzajemnij uśmiech i odwrócił w stronę gmachu szkoły.
- Troszkę mrocznie ,co?
- Taa – odparłam – Nie przepadam za takimi miejscami.
- A ja tam lubię. Tu przynajmniej możemy być naturalni.
- Też racja , choć mnie tu rodzice wysłali na siłę – mruknęłam.
- Tak?
- Yhmn. Stwierdzili ,że muszę , po prostu MUSZĘ zobaczyć ziemie. Ech jak się uprą to nie ma przebacz. A ty jak tu się znalazłeś?

<Hiroshi?>

Od Rozalii: c.d. Mai

Wyglądała na znudzoną.
- Co, do...?! - nagle powiedział zbyt głośno chłopak siedzący obok mnie. Z kociołka coś wyleciało. Wyglądało to jak zwykły gołąb, tylko zamiast piór miał futro. Wzięłam to coś w ręce. Nie wyglądało groźnie.
- Eee, proszę pani? - zapytałam się nauczycielki co mam z tym zrobić. A ona jak gdyby nigdy nic wzięła to po prostu w ręce, zamroziła na bryłę lodu i roztrzaskała butem. Byłam wstrząśnięta. - Aa, eea - nie mogłam nic wykrztusić
- No cóż, zdarza się. Róbcie dalej! - powiedziała obojętnym tonem nauczycielka i poszła do biurka. Czułam czyjś złośliwy uśmiech za plecami. Mai. Jasne. Super.
- Będę bardziej uważać - szepnęłam do skołowanego chłopaka. W tej chwili zadzwonił dzwonek. Nie chciało mi się iść na lekcje, gdyby nie to, że byłą teraz lekcja samoobrony. Postanowiłam na nią pójść, a później, po przerwie obiadowej iść do ogrodu i poćwiczyć sobie strzelanie z łuku. Nie raz wagarowałam...

<Mai? :)>

Od Yuki: c.d. Zero

 - Zero, coś się stało? - spytałam gdy dochodziliśmy do pokoju
 - Nie, dlaczego?
 - Jesteś jakiś taki... nieobecny
 - Wydaje ci się, gramy? - zmienił temat.
 - Jasne, zapraszam rozgość się - weszliśmy do pokoju i usiedliśmy na łóżku, moja gitara była rozstrojona i nie chciało mi się jej stroić, zdałam się na gitarę Zera. Zaczął pobrzdąkiwać jakieś melodie, ale coś w nim nie grało.
 - Zero! - krzyknęłam w końcu, bo nie wytrzymałam, przerwał grę i spojrzał na mnie, jego oczy przybrały kolor czerwony - Nie jestem głupia widzę że coś nie gra, może miałeś jakoś zaplanowany ten wieczór?

<Zero?>

Od Mai: c.d. Rozalii

Druga lekcja eliksirów była tak samo ciekawa jak pierwsza: o mało nie zasnęłam. Siedziałam z ciemnowłosym chłopakiem. Od czasu do czasu pomagałam mu wrzucając jakiś składki lub powstrzymując go od złego mieszania. Eliksir euforii był bardziej skomplikowany od eliksiru snu tylko tym, że miał bardziej złożone składniki. Ale to wszystko. Najwyraźniej uczą tu od podstaw.
Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Rozalię. Oczywiście. Wróciłam do swojego zajmującego zajęcia. Jeśli tak dalej pójdzie, chyba zasnę.

<Rozalia?>

Od Rozalii: c.d. Mai

Fajnie. - pomyślałam o eliksirze. - Ona już chyba zasnęła. Popatrzyłam na Mai. W sumie, lekcja eliksirów była całkiem ciekawa, ale z nią to nie było żadnej frajdy. Skończyłam mieszać. Paru nieszczęśników musiało wyjść na środek i próbować eliksirów innych. Te, które zadziałały były zaliczone. Szkoda tylko, że potem jeszcze raz trzeba było ich budzić. Razem z Mai zdałyśmy. Po skończonej lekcji niemal wybiegłam z klasy. Musiałam usiąść z kimś innym. Tak byłam skupiona na tej czynności, że nawet nie zauważyłam jaka teraz była lekcja. Siedziałam z jakimś chłopakiem, który od czasu do czasu rzucał jakieś słowa, a ja nawet nie wiedziałam o co chodzi
- Przepraszam, jaka to lekcja? - zapytałam go, a on popatrzył na mnie jak na wariatkę.
- Cały czas, dyktuję ci składniki, mówię co masz robić, a ty nawet nie wiesz jaka lekcja?! Druga część eliksirów! - no tak. Wymruczałam coś w stylu dzięki i zamknęłam się. No tak, wszystko co mówił, wykonywałam machinalnie. Zerkałam w stronę Mai. Intrygowała mnie...

<Mai ;3>



Od Mai: c.d. Rozalii

Dobra, na początku nie miałam nic przeciwko mnie. Ale zaczynały się już pytania. Może niepozorne, ale już nie raz się na takim czymś przejechałam. Więc odeszłam. Ale jak na złość cały czas pojawiała się obok mnie. Podczas, gdy nauczyciel pisał na tablicy skład jakiegoś banalnego eliksiru usypiającego, ja zajęłam się siniakiem. Po chwili znikł. Byłam zirytowana. Nie odzywałam się całą lekcję i tak pozostanie do końca dnia. Za dużo się rozgadałam.
- Start! - powiedział wyraźnie nauczyciel. Najwyraźniej już zaczęliśmy. Wsypałam do kociołka kilka podstawowych składników, a mieszanie pozostawiłam Rozalii. Oparłam brodę na dłoni i znudzona wpatrywałam się w bulgoczącą ciecz w kociołku. Nagle chwyciłam Rozalię za rękę i pokręciłam w drugą stronę. Minutę w prawo i minutę w lewo. Potem wróciłam do gapienia się. Najchętniej byłabym teraz gdzie indziej...

<Rozalia?>

Od Rozalii: c.d. Mai

Następna miała być lekcja Eliksirów. Oryginalne. Nigdy nie miałam z tym do czynienia. Zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy. Uważałam, żeby na nikogo nie wpaść, ale naturalnie musiała zahaczyć o czyjś plecak, torbę. Pociągnęłam tego kogoś tak mocno, że aż spadł na plecy. A że dalej byłam "przyczepiona", to walnęłam na tego kogoś. Fajnie to musiało wyglądać - dwie osoby rozwalone na środku korytarza. Ale ze mnie sierota - pomyślałam i zerwałam się na równe nogi.
- Przepraszam najmocniej. Nic ci nie jest? - zapytałam i wyciągnęłam rękę. Musiała to być oczywiście Mai. Odtrąciła ją i sama wstała.
- Będziesz teraz łazić za mną do końca roku?! - krzyknęła.
- Jezu, to było niechcący! - powiedziałam obronnie.
- Niechcący! - warknęła i otarła policzek. Już wykwitał na nim siniak .
- Z resztą, czemu miałabym za tobą łazić?? Nie jesteś jakaś nadzwyczajna - wzruszyłam ramionami i skierowałam się do klasy. Miałam nadzieję, że znajdę jakąś wolną ławkę, w której będę mogła się skupić na lekcji... Niestety, gdy weszłam do klasy zostało tylko jedno wolne miejsce. Obok Mai...
- Proszę pani! Mogę usiąść na podłodze? - zapytałam błagalnie.
- Na podłodze?? Lime, nie wydurniaj się i siadaj do ławki - z obolałą miną ruszyłam do ławki i usiadłam jak najbardziej na końcu.
- Na początek prosty eliksir. Będziecie pracować w parach!

<Mai? Jeszcze ci się nie znudziło? xd>

Od Mai: c.d. Rozalii

Zamyśliłam się i wtedy oczywiście nauczycielka musiała mnie pytać. Nie słyszałam nawet pytania. Miałam jej już odpowiedzieć, że nie obchodzi mnie to, ale Rozalia zaczęła mi podszeptywać. Dobra, zrobiłam jak kazała. Po paru minutach spytała:
- Co rysujesz?
- Nic - odparłam i wetknęłam kartkę do zeszytu. Moje rysunki narobiły już i tak zbyt wiele problemu. Raz jej się nudziło i narysowała wielkiego smoka. Niestety, jej moce akurat wtedy musiały dać o sobie znak. Przez dwa dni próbowała go odciągnąć od Londynu.
Nie patrzyłam na Rozalię, więc nie widziałam jak zareagowała, ale ja już wstawałam. Sekundę później zadzwonił dzwonek.

<Rozalia?>

Od Rozalii: c.d. Mai

Hm. Dziwne, że nie uciekła - pomyślałam. Przyglądałam się jej rysunkom. Chciałam malować i kręciło mnie to, ale nie miałam za grosz talentu. Kulfoniaste głowy i patyczkowate ciało. Jedynie plamy mi wychodziły. Oo - to dopiero była sztuka. Przeróżne, cieniowane plamy. Ale akurat teraz nie chciało mi się rysować. Nie mogłam się już doczekać lekcji sztuk obrony. Chociaż jeśli będziemy uczyli się boksu czy czegoś podobnego, to już bym wolała przesiedzieć na tej nudnej lekcji WoMS-u. Co bym mogła tu porobić... Za 10 minut będzie dzwonek. Przecierpię? Nagle rozległ się głos grubej nauczycielki od WoMs-u:
- Kto mi powie... czy pół-stworzenia, np. pół-wilkołaki, mają takie same potrzeby jak stworzenia czystej krwi? Chodzi mi o potrzebę krwi naturalnie - popatrzyła po klasie znad okularów. Jeju, jasne że tak. Głupszego pytania nie mogła zadać - pomyślałam i wywróciłam oczami - Może... Mai! Tak czy nie? - zdezorientowana dziewczyna oderwała się od rysowania.
- N... - zaczęła mówić, gdy szepnęłam: "Tak" - To znaczy tak.
- Oczywiście. Ble, ble, bla... - nie słuchałam jej.
- Co rysujesz? - szepnęłam.

<Mai?>

Od Zero: c.d. Yuki



Zerknąłem tęsknie na niebo. Polowanie chyba musi trochę poczekać... Nie piłem krwi od jakiegoś tygodnia, ale nie miałem zamiaru mówić o tym Yuki...
Wzruszyłem ramionami.
- Jak chcesz – odparłem obojętnie. Weszliśmy do środka budynku i skierowaliśmy się do mojego pokoju. Otworzyłem kluczykiem drzwi i wszedłem do środka. Chwyciłem futerał z gitarą i wyszedłem. Zamknąłem drzwi i poszedłem za Yuki. Mówiła coś, ale ja nie odpowiadałem, zamyślony.

<Yuki?>

Od Yuki-Chi: c.d. Shiki`ego

 - A to trochę skomplikowane, kiedyś byłam na takim obozie i poznałam tam świetną dziewczynę, to było kilka lat temu więc wtedy byłam jeszcze dziewczynką - zaśmiałam się - No i ona miała trochę wadę wymowy i jakoś pewnego dnia kiedy się bawiłyśmy powiedziała do mnie zamiast Yuki-Shi, Yuki-Chan strasznie mi się to spodobało, nie tylko mi i od tamtego czasu wszyscy tak na mnie mówią, nie przeszkadza mi to, lubię tą ksywkę. Szkoda, że już nigdy nie zobaczę tej dziewczyny, wyjechała na drugi koniec świata i od jakichś 6 lat się nie widziałyśmy...

<Shiki?>

Od Yuki: c.d. Zero

Zaśmiałam się:
 - Mi tam nie przeszkadzają, mają swój świat oni są zabawni i weseli inni nie. Ich sprawa.
 - Na wszystko masz takie różne poglądy?
 - Na większość - uśmiechnęłam się - Czasem zachowuje się jak hipis, będziesz musiał to znieść - zaśmiałam się.
 - Jeszcze tego u ciebie nie zauważyłem, ale chyba dam radę.
 - Idziemy do środka?
 - Jak chcesz.
 - Umiesz grać na gitarze?
 - No, a co?
 - No to idziemy do mnie, weź gitarę, pogramy sobie, chyba że nie lubisz? - zaśmiałam się. Polubiłam go, czułam się przy nim taka otwarta.

<Zero?>

Od Shiki`ego: c.d. Kaname

Chodziliśmy kilka godzin po zamku. Świetnie się przy tym dogadywaliśmy. Nagle rozległ się dzwonek.
- Czyli to chyba już trzeba zacząć lekcje, Senri? - zapytał Kaname.
- Tak. Jesteś pierwszą osobą, która mówi mi po imieniu... - dodałem.
- Dlaczego? - zapytał i stanął w miejscu.
- Każdy zwracał się do mnie Shiki. Od urodzenia. Nawet gdy chodziłem do poprzedniej akademii to także mnie tak nazywali...
- Czyli jak mam się do ciebie zwracać? - zapytał.
- Jak chcesz. Ale jestem przyzwyczajony do Shiki'ego. To ogólnie chciałem ci powiedzieć.
- Jasne. To ja się już przyzwyczaiłem do mówienia na ciebie Senri... to tak będę się do ciebie zwracał - powiedział uśmiechnięty.
Złapałem się za głowę. Przypomniało mi się, że nie mam przy sobie potrzebnych książek na lekcje.
- Kaname, masz może przy sobie książki? - zapytałem.
- Nie... a! Musimy się pospieszyć! - rzucił i zerwaliśmy się do biegu.
Może gdyby nie byliśmy tego samego gatunku, to byśmy się spóźnili, a skoro nasz bieg był szybki, dostaniemy się do sal w przeciągu kilku minut. Szybko wbiegłem do pokoju. Kaname zatrzymał się.
- A więc... to jest twój pokój? - rzucił.
- Tak. Jakiś problem?
- Nie... tylko mieszkamy obok siebie. Drzwi po twojej prawej stronie.
- Jesteśmy sąsiadami? Nie spodziewałem się tego... - byłem podekscytowany, że znam jednego z sąsiadów. Fajnie byłoby poznać sąsiada jeszcze po lewej i naprzeciwko...
Zabrałem szybko swoją czarną torbę i wyszedłem z pokoju. Kaname jeszcze siedział w domu i chyba czegoś szukał, bo długo nie wychodził.
- Kaname! Jesteś tam?! - krzyknąłem pukając głośno do drzwi.
Nagle chłopak wyszedł.
- Nie mogę znaleźć podręcznika do Wiedzy o magicznym społeczeństwie... - złapał się za głowę i był wyczerpany szukaniem.
- Dam ci swoją... a teraz chodź już! - powiedziałem, szarpiąc go za rękę.
Puściłem go, gdy już wyszliśmy i ruszyliśmy do klasy. Wszyscy uczniowie klasy A siedzieli już w krzesłach i czekali na nas.
Fajnie spóźniliśmy się - pomyślałem.

< Kaname? >

Od Shiki`ego: c.d. Melanie

- Uwielbiam czytać książki; a szczególnie kryminały, oraz śmieję się z różnych mitów. Moim zdaniem te mity Słowian są najbardziej śmieszne... opowiadają o naprawdę niestworzonych rzeczach. Na co dzień ćwiczę sporty, oraz chodzę na siłownie, może to wydawać się dziwne, ale pracuję jako model.
Spojrzałem na Melanie, myślałem, że zaraz wybuchnie śmiechem, ale przeliczyłem się. Była poważna.
- Na prawdę? Jako model... - trochę się zamyśliła. - Podobnie jak horror, który niedawno czytałam. Pewnym razem chłopak, który był wampirem i zarazem modelem, spotkał dziewczynę, która była demonem. Ostatecznie zamordowała go, a dziewczyna, z którą się spotykał, chciała się na niej zemścić. Tak się stało, że ostatecznie nikt nie przeżył.
Zamyśliłem się chwilę, nad tym co mi powiedziała.
- Straszna historia...
- Tak, jest także bardzo dotkliwa. Pewien czas bałam się wychodzić na ulicę samotnie.
- Słyszałem, że niedługo mają zacząć się pierwsze lekcje... Wiesz może do której klasy chodzisz?

< Melanie? >

Od Shiki`ego: c.d. Yuki-Chi

- Dlaczego? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem... - rzuciłem oczami i pomyślałem chwilę. - Może to dlatego, że lepiej brzmi... łatwiejsze do zapamiętania... po prostu nie wiem.
- Skomplikowane... - stwierdziła.
- Jak chcesz, możesz zwracać mi się po imieniu. Nie obrażę się.
- Na pewno sobie to zapamiętam - Uśmiechnęła się.
Poszliśmy w stronę jednego z dłuższych korytarzy. Był długi i wąski. Ale droga była nawet widoczna.
- Jeśli jesteśmy w kwestiach pseudonimów... dlaczego ciebie nazywają Yuki-Chi? Wiem, że popularne tytuły to: San, Kun, Chan, Senpai i kōhai, Sensei, Sama, Shi. To dlaczego jest to Chi?

< Yuki-Chi? >

Od Zero: c.d. Yuki

Odwróciłem wzrok.
- A czemu nie? Taki jestem.
- To trochę... niezwykłe – powiedziała po chwili. Prychnąłem.
- Ta. Niezwykłe. Wolę to niż bycie wesołym hipisem – mruknąłem do siebie. Yuki uśmiechnęła się, słysząc te słowa.
- Hipisem mówisz? – przewróciłem oczami. Nie wiem czemu, ale przy niej nie czułem się taki wyobcowany. Normalnie wampiry i wilkołaki były naturalnymi przeciwieństwami, ale rozmawiając tak z nimi oko w oko, bez żadnych uprzedzeń, nie czuło się tego.
- Tak hipisem. Nie cierpię hipisów – odparłem krzywiąc się mimowolnie.

<Yuki?>

Od Yuki: c.d. Zero

 - No to jesteś gorący jak na wampira - zaśmiałam się - Co do twojego pytania to trochę, ale nie przeszkadza mi to, jestem w końcu wilkołakiem - zaśmiałam się - Bywało gorzej.
 - Jak tam pierwsze lekcje?
 - Nie najgorzej, aczkolwiek, miło by było gdyby jakiś wilkołak dołączył, bo samej tak siedzieć to trochę słabo, a u ciebie?
 - Było dość ciekawie, nas jest więcej, wampiry rasa dominująca - zaśmiał się sztywno.
 - Poczekaj jakiś czas to was dogonimy.
 - Zobaczymy.
 - Powiedz jak ty to robisz?
 - Co?
 - Cały czas zachowujesz taką powagę.

<Zero?>

Od Zero: c.d. Yuki



Języki starożytne... ciekawe doświadczenie.
Wyszedłem na dziedziniec, który powoli stawał się coraz ciemniejszy i mroczniejszy. Spojrzałem na deszczowe chmury, które wisiały na niebie. W nocy będzie niezła burza... akurat na małe polowanie.
Nagle zauważyłem Yuki siedzącą na ławce i przyglądającą mi się. Uniosłem brew. Wzruszyła jednym ramieniem. Przewróciłem w duchu oczami i podszedłem do niej.
- Nie jest ci tu zimno? – spytałem cicho.
- A tobie? – odpowiedziała pytaniem i spojrzała na moją koszulę. Uśmiechnąłem się ironicznie.  
- Nie.

<Yuki?>

Od Hiroshi`ego: c.d. Angel

Ciągnąłem za sobą moją dość skromną walizkę, mój pokój znajdował się na czwartym piętrze więc miałem do pokonania kilkadziesiąt schodów. Na pierwszy rzut oka zamek wydawał się bardzo tajemniczy i mroczny, w środku też zachowywał taką postać, fajnie, lubię takie miejsca pewnie jak większość uczniów uczęszczających do tej szkoły. Gdy w końcu dotarłem do pokoju, zostawiłem mój bagaż i już miałem wyjść, ale przystanąłem i przyjrzałem się dokładnie pokojowi, był urządzony w starym stylu ale nie wyglądał na stary, pewnie wszystko jest po renowacji, okna długie i dość wąskie przykryte od góry ciężkimi czerwonymi zasłonami, za oknem widok na wielki dziedziniec, pogoda się zepsuła, ale wole deszcz i chmury niż słońce. Gdzieniegdzie na ścianie wisiał obraz przedstawiający albo jakąś osobę albo martwą naturę. Skończyłem analizować, wyszedłem, powolnym krokiem ruszyłem wzdłuż korytarza, może napotkam kogoś? Długo nie musiałem czekać wyczułem stworzenie odmienne niż ja, na dziedzińcu ujrzałem dziewczynę z białymi jak śnieg włosami no i oczywiście skrzydłami, anioł, jakże się różniliśmy, ona była delikatna i ostrożna ja odwrotnie, podszedłem bliżej odwróciła się:
 - Anioł... Ładne skrzydła - zaśmiałem się
 - Tak anioł, coś nie tak?
 - Przecież nic nie mówię, jestem Hiroshi, Hiro, miło mi w pierwszy dzień poznać tak wspaniałego anioła.

<Angel?>