Jedzenie w stołówce jakoś mnie nie nęciło. Postanowiłam sama zdobyć sobie lunch. Pobiegłam szybko do Londynu i zapolowałam.
Po kilkunastu minutach wróciłam nasycona do akademika. Wyszłam zza krzaków na dziedziniec ocierając usta ze świeżej krwi. Oczy świeciły mi jeszcze na czerwono, ale o już nie potrwa długo. Nagle poczułam się nieswojo. Zobaczyłam ciemną postać. To Rozalia. Celowała do mnie z łuku. Uniosłam brew. Chce do mnie strzelać? Powodzenia. Czekałam na jej ruch. W razie ataku mogłabym szybko uciec lub stanąć do walki. Wolałam to drugie.
<Rozalia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz