Uniosłam brew, widząc jak wybiegała. Choroby...? Cóż... można by na upartego tak to nazwać... ale ja sama to na siebie sprowadziłam. Choroba zwykle jest niespodziewanie dzieje się z naszej winy, czy czym bardziej, woli. Zerknęłam na jej torbę. Westchnęłam ciężko. Nie miałam zamiaru o sobie nikomu opowiadać. A wkurzona byłam prędzej na siebie niż na nią. Ale torbę musiałam jej zwrócić.
Poszłam na ostatnią lekcję. Rozalia siedziała z tyłu w ławce. Podeszłam do niej i bez słowa podałam torbę. Potem usiadłam dwie ławki dalej.
<Rozalia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz