Prychnęłam. Niech będzie. Ale niech sobie nie myśli (kot oczywiście), że
go będę karmić albo coś. Podniosłam łuk z ziemi, przymierzyłam się i
strzeliłam. W sam środek. Później strzelała Mai. Identycznie jak ja.
Jeszcze kilka strzał poleciało, zanim okazało się, że wygląda to na
remis. Gdyby nie to, że przy ostatnim strzale fatalnie się poślizgnęłam
na mokrych liściach. Strzała wystrzeliła górę, idealnie nade mnie. A ja
leżałam jak sparaliżowana. Leciała w dół, prościutko na moją twarz. W
ostatniej chwili, opamiętałam się i przeturlałam na bok. Wbiłaby mi się w
twarz. Chociaż teraz myśląc o tym w innej strony doszłam do wniosku, że
to średnia przyjemność tarzać się po błocie. Musiałam się przebrać.
- No to wygrałaś - powiedziałam.
<Mai?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz