- Tak, ja też mam taką nadzieję - powiedziałam krótko i wyszłam do ojca, ręka ze szklanką tak mi drżała że bałam się iż szklanka mi spadnie, ale moje obawy były mylne, doszłam do pokoju i weszłam po cichu do ojca - Witaj tato, mam dla ciebie lekarstwo, jest trochę niedobre ale pomieszałam je z twoim ulubionym sokiem więc powinno ci smakować - oby, myślałam w duchu.
- Dziękuje ci, wiesz gdzie jest mama?
- Pewnie siedzi w ogrodzie albo w kuchni, zawołać ją?
- Nie, nie musisz.
- Wypij tato, na pewno poczujesz się lepiej.
- Na długo zostajesz u nas? - dopiero teraz dotarło do mnie, że przecież mam szkołę i muszę wrócić, piątek dobiegał ku końcowi, w poniedziałek były lekcje, sądząc po zawrotnej prędkości Zero, na pewno jak wyruszymy w niedziele to zdążymy.
- Pewnie do niedzieli.
- Zdążysz wrócić?
- Tak... - zapadło milczenie, po jakimś czasie pusta szklanka wylądowała na szafce nocnej.
- Nie było takie złe - zaśmiał się mój tata.
- No to dobrze - odwzajemniłam uśmiech. - Odpoczywaj, niedługo pewnie przyjdzie mama. Wróciłam do swojego pokoju, po chwili usłyszałam pukanie, otworzyłam, był to Zero:
- Jak ojciec? - zapytał swoim zwykłym, bezbarwnym głosem.
- Wypił wszystko i chyba niczego nie podejrzewa, mam nadzieje że mu pomoże.
- Tak, na pewno.
- Zero... - odwrócił się. - Chciałam ci podziękować... Tyle dla mnie zrobiłeś, jeszcze swoim kosztem... Dziękuje.
<Zero?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz