- Spacer - westchnęłam - Niech będzie.
- Jak nie chcesz, możemy nie iść.
- Nie chodźmy, musimy coś robić, żeby się tu nie zakorzenić.
- Co?
- Nie ważne, chodźmy - wyszliśmy przez okno, i zaczęliśmy iść wśród drzew.
- Co ci jest? - spytał.
- Mi? Nic, a co?
- Jesteś jakaś taka rozdrażniona.
- Rozdrażniana? Serio, może, nie wiem, coś działa mi na nerwy.
- Chyba nie ja?
- Chyba. - spojrzał na mnie dziwnie. - Przepraszam, po prostu... - nie mogłam mu powiedzieć o co dokładnie chodziło, to babska sprawa - po prostu trochę mi... niedobrze
- Taa jasne, a ja jestem królem Egiptu - mimo woli się zaśmiałam.
- Nie no, jakoś tak wiesz ten tego, nie ważne, idziemy dalej? - spytałam łapiąc go za ręke.
- Okeeej - powiedział, po nastepnych kilkudziesięciu metrach zatrzymałam się. - Co teraz?
- Nic po prostu, chce się przytulić - powiedziałam.
- Przytulić?
- No przytulić, wiesz takie coś co robią ludzie...
- Wiem co to znaczy - zaśmiał się. - Jesteś dzisiaj jakaś dziwna, czy to te meteoryty tak na ciebie podziałały? - westchnął.
- Przytul mnie - podszeł i zrobił to. - Dziękuję. - powiedziałam patrząc na niego z dołu wtuliłam się w jego białą koszulę - Lubię cie przytulać. - uśmiechnęłam się. Zero zrobił dziwną minę ale nic nie powiedział.
<Zero? Widzisz co ja za głupie rzeczy wypisuje?!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz