Pobiegłem w stronę Londynu, ale nie po to, by zapolować. Musiałem odwiedzić pewnego... przyjaciela.
Założyłam na głowę kaptur bluzy i szedłem przez siebie przez zatłoczone uliczki miasta. Wszedłem w ciemny zaułek znajdujący się niedaleko Big Bena. Wszedłem do starego sklepu z antykami. Kiedy otworzyłem drzwi, zadzwonił stary, pordzewiały dzwonek. Za ladą siedział mężczyzna w średnim wieku w okrągłych okularach i wypłowiałej marynarce w kratę. Na dźwięk dzwonka podniósł głowę znad książki.
- Dzień dobry, w czym mogę... - zaczął, ale wtedy mnie dostrzegł. - Kim jesteś?
- Witam, panie Moore. - powiedziałem zrzucając kaptur. Mężczyzna zamarł.
- Zero...? Skąd...? Jak? - próbował z siebie wydusić. Okrążył ladę i wyszedł stając przede mną. Miał szeroko otwarte z zaskoczenia oczy. Po chwili podszedł i przytulił mnie mocno. Odwzajemniłem uścisk.
- Cześć, wujku.
<Yuki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz