- Yuki!! - wrzasnąłem. Nic. Nie zważając na ból, wyrwałem się rozrywając ciało. Biegłem najszybciej jak mogłem. Gdy ją zobaczyłem, pochylali się nad nią dwaj łowcy, szykujący sie do zakończenia dzieła. Wycelowałem.
- Gińcie, szmaty. - warknąłem i strzeliłem. Dwóch za jednym zamachem rozsypało się w proch. Rzuciłem się do Yuki i nie zważając na nęcący zapach jej krwi, odwróciłem ją na plecy. Ledwo żyła. Była nieprzytomna, a jej serce zwalniało. Nie! Wyciągnąłem nad nią rękę. Zaczęła kapać na nią moja krew. Skupiłem się i statkami energii zacząłem ją uleczać. Skóra zasklepiała się. Serce biło coraz mocniej. Potem zabrałem się za leczenie jej rozszarpanych pleców. Długo trwało, zanim skóra się zasklepiła. Niestety, zużyłem całą energię. Oczy same mi się zamykały, ale walczyłem. Utrata krwi jeszcze bardziej mnie osłabiła, ale musiałem mieć pewność, że Yuki żyje. Nagle dziewczyna uchyliła lekko oczy.
- Zero? - szepnęła.
- Yuki... wybacz - powiedziałem tylko i upadłem na ziemię. Nie miałem już sił... Pistolet wyleciał mi z dłoni. Zamknąłem oczy. Zemdlałem.
<Yuki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz