Weszłam do swojego pokoju i otworzyłam okno. Wciągnęłam świeże powietrze deszczu. Wtedy ziemia zostaje oczyszczona z brudu, który okrywa świat. Usiadłam na parapecie i chwyciłam szkicownik. Przypomniałam sobie bajkę z dzieciństwa... o wróżkach... I po chwili narysowałam to:
Wpatrywałam się w rysunek. Nagle wróżka zatrzepotała skrzydełkami i wyszła z kartki. Była wielkości mojej dłoni. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Może chociaż ty mi pomożesz... - powiedziałam cicho. Wróżka przekrzywiła głowę. I wtedy uderzyła mnie fala bólu. Straciłam koncentrację. Istotka znikła. Westchnęłam ciężko. Długo tak nie wytrzymam...
<Rozalia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz